poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Dookoła Świata - helicopter view




Uwag praktycznych kilka...
dla chcących wybrać się w dłuższą podróż.


BEZPIECZEŃSTWO

W czasie tej podróży ani razu nie znalazłem się w sytuacji w jakikolwiek sposób niebezpiecznej. Statystycznie rzecz ujmując wydaje się to nieprawdopodobne, ale nawet przez chwilę nie odczuwałem cienia zagrożenia. Nikt nie próbował mnie oszukać, okraść, czy zagrozić fizycznie. Z pewnością pomagało to, że nie pchałem się w miejsca niebezpieczne, nie szwendałem się po nocach i ze względu na napięty plan ciągle zmieniałem miejsca pobytu.

Jedyne problemy wygenerowałem sam. Jeden poważniejszy - w hotelu w Los Angeles zostawiłem aparat fotograficzny, który teraz podróżuje (mam nadzieję) pocztą do polski. Dwa drobniejsze: mandat parkingowy w Auckland i to, że gdzieś zostawiłem ulubiony szampon ;-). Jak na niemal miesiąc podróżowania to niezły wynik.

Na wszelki wypadek polecam zawarcie ubezpieczenia zdrowotnego na czas tej podróży typu "globtrotter", które pokryłoby ewentualne koszty leczenia lun nieszczęśliwych wypadków.


CENY I FINANSE

Owszem, taki wyjazd jest drogi, ale z pewnością trudniej się zdecydować na miesiąc wyrwania z naszego świata (obowiązków i pracy) niż zebrać kilkanaście tysięcy złotych na jednorazową szaloną podróż. Najdroższym miejscem na mojej trasie był Singapur (to podobno drugie po Tokio najdroższe miasto świata), potem Nowa Zelandia, Australia, Hawaje, Polinezja Francuska, Los Angeles i najtańsza Malezja. Generalnie moja trasa przebiegała przez miejsca dość kosztowne. Ceny w Singapurze, czy na Nowej Zelandii w tamtejszych dolarach (w obu przypadkach 1 dolar = 2,7 zł) były mniej więcej takie jak w złotówkach w Warszawie, co realnie oznacza prawie trzykrotnie wyższy koszt.

Nie da się podróżować po tych terenach bez porządnych kart kredytowych, które są niezbędne by zrobić jakąkolwiek rezerwację lotniczą, czy hotelową, a czasem zwyczajnie zapłacić w automacie za bilet komunikacji miejskiej, czy bilet parkingowy.
Niezwykle dobrym zabiegiem jest:
- rozdzielenie kart i gotówki na dwie części
- wykonanie ksero wszystkich kart i dokumentów
- poinformowanie banku o dziwnych lokalizacjach, które będzie się odwiedzało (by bank z automatu nie zablokował karty)
- zapewnienie sobie sms-owego potwierdzenia każdorazowej transakcji i dostępnego limitu.


ŻYWNOŚĆ

Przez 24 dni udało mi się nie zjeść w powszechnych wszędzie McDonaldsach, Burger Kingach i innych KFC. Starałem się żywić w lokalnych restauracjach i barach, a także - gdy była taka możliwość - sam przyrządzałem sobie posiłki z lokalnych produktów. Otwierałem się na nowe smaki ze szczególnym uwzględnieniem dań z ryb i egzotycznych owoców i warzyw. Z rozrzewnieniem wspominam popularne na Tahiti i Mo'orea tzw. roulettes, czyli bary na kółkach, które serwowały przepyszne i niedrogie dania. Najlepsze danie - ryba mahi mahi (dorada) w Beach Cafe na Mo'orea. Na pewno niezbyt zdrowe na dłuższą metę jest jedzenie w samolotach, choćby nie wiem jak dobrze przygotowane. Mimo ogromnej zmienności stylów, smaków i flory bakteryjnej ani razu nie miałem nawet drobnej niestrawności, co mnie samemu wydaje się nieprawdopodobne. Łazienkowa waga pokazała po powrocie dokładnie ten sam odczyt, co przed wyjazdem.


BIUROKRACJA

Wyjeżdżając w taką podróż trzeba się nastawić na przeszkody biurokratyczne na granicach i uzbroić w cierpliwość. Najbardziej aroganccy w kwestii wpuszczania do swojego kraju są pogranicznicy amerykańscy, a najbardziej skrupulatni, jeśli chodzi wypełnianie formularzy i dokumentów są nowozelandczycy i australijczycy. Ci ostatni, jako jedyni wymagają wizy od Polaków, ale jej otrzymanie jest bezpłatne i proste - wystarczy na kilka dni wcześniej wypełnić wniosek on-line.



KLIMAT

W żadnym z krajów, które odwiedziłem nie zdarzają się temperatury wyższe niż... w Polsce. Tak - wszystkie miejsca, które odwiedziłem mają rekordowe temperatury nie przekraczające 35 stopni Celsjusza (rekord wszechczasów temperatury w Singapurze to 37°C), podczas, gdy polski rekord to 40,5°C, zanotowany w Słubicach. Nie liczę tu oczywiście interioru w Australii, gdzie bywa ponad 50°C w cieniu, ale tam nie dotarłem.

To co, w wielu miejscach czyni klimat trudnym do zniesienia, to wilgotność dochodząca do 96%. Tak jest w Singapurze i Malezji (temperatura niemal constans 32-33°C w dzień). Duża wilgotność jest też na Polinezji Francuskiej i na Hawajach, ale znacznie łatwiejsza do zniesienia, bo temperatury nie przekraczają tam z reguły 30°C. A Hawaje o tej porze roku, to w zasadzie Polska w lipcu. Trzeba też pamiętać, że w Singapurze i Malezji niemal cały rok (najgorzej w listopadzie), a w Nowej Zelandii właśnie teraz, bardzo, ale to bardzo dużo pada.

Pisałem już, że zabrałem ze sobą plecak na kółkach, który ważył 12,5 kg, z czego 4,5 kg to sama konstrukcja plecaka. Okazało się, że wziąłem... za dużo rzeczy. Nie przydała się jedna bluza sportowa i koszula z długim rękawem. Po drodze kupowałem koszulki i inne pamiątki, w związku z czym mój plecak przytył do 18 kg. Bardzo polecam zabranie cieniutkiej przeciwdeszczowej kurtki, która nie zajmuje miejsca, oraz nieprzemakalnego, grubego worka na bagaż. Dzięki niemu mój plecak po tej podróży ciągle wygląda jak nowy. Niezbędna jest porządna apteczka - w moim przypadku na szczęście praktycznie nie musiałem z niej korzystać. Jedynie dwukrotnie dostałem silnej alergii od pleśni zawartej w klimatyzatorach.


NOCLEGI

Nie zawsze da się wyprowadzić bezpośrednią zależność cena = jakość. Czasem można trafić na drogi nocleg, w fatalnych warunkach i odwrotnie. Gwarancję uniknięcia pomyłki dają opinie tych, którzy wcześniej już tam byli. Bardzo polecam Booking.com i TripAdvisor. Jako wyszukiwarka dobry jest Kayak.com, gdzie mamy oferty od wielu pośredników, ale ma on ten minus, że nie pokazuje ratingu miejsca. Szukając noclegu np. przez Booking.com ustawiam dwa filtry: ocena gości (powyżej 8.0 w skali do 10 pkt) i limit ceny + obowiązkowe WiFi. Wtedy mam niemal całkowitą pewność, że otrzymuję zestaw dobrych rozwiązań jeśli chodzi o stosunek ceny do jakości. Im więcej opinii składa się na wysoką ocenę gości, tym większa gwarancja, że nie trafimy do jakiejś nory. Ten system nigdy mnie nie zawiódł.

Rozmyślnie starałem się korzystać z różnorodnych rozwiązań. Od super 5 gwiazdek w Malezji, poprzez hotele 2-4 gwiazdkowe w Los Angeles, Honolulu, Australii i Nowej Zelandii, apartamenty rodzinne (Tahiti, Auckland), ośrodki turystyczne (Linareva na Mo'orea) do hosteli w Sydney i Singapurze. Fajnym przeżyciem był nocleg w kapsułach na 14-osobowej sali w tym ostatnim mieście.


ŁĄCZNOŚĆ

W obecnych czasach bardzo łatwo paść ofiarą własnej komórki. Te przemyślne urządzenia mają to do siebie, że wszędzie, gdzie złapią sygnał, automatycznie aktualizują sobie dziesiątki wbudowanych i zainstalowanych przez nas programów. To za każdym razem oznacza ściągnięcie mega- i gigabajtów danych. Dlatego, przed wyjazdem koniecznie trzeba u swojego operatora wyłączyć przesył danych i pocztę głosową (ściąganie nagrań też kosztuje). Roaming można zostawić - w razie konieczności można wtedy zadzwonić. Przychodzą też sms-y, w tym te z informacją o operacjach na karcie kredytowej (zob. Ceny i Finanse).

Wyłączając "przesył danych po sieci" człowiek staje się co prawda myśliwym nieustannie polującym na darmowe WiFi, ale za to w domu nie będzie czekał na niego rachunek na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dostęp do darmowego WiFi jest w zasadzie na wszystkich lotniskach i dworcach, a także w większości sensownych hoteli i restauracji. Czasem wymaga zarejestrowania się z podaniem adresu mailowego. Chroniąc swoją prywatność podajcie dyżurny adres, na który możecie otrzymywać spam. Nigdy nie dawajcie swojego podstawowego adresu, bo będziecie np. dostawać oferty "daily specials" z domu handlowego Ala Moana w Honolulu.

Do kontaktów ze znajomymi polecam bezpłatny facebook-owy komunikator Messenger i aplikację WhatsApp. Oczywiście dostępne tylko w zasięgu WiFi.




LINIE LOTNICZE

Ja latałem po obszarze nieba, na którym operują tylko porządni i sprawdzeni przewoźnicy lotniczy. Jeśli jednak ktoś wybiera się w mniej rozwinięte rejony Afryki, Azji, czy Ameryki Łacińskiej, warto sprawdzić na stronach IATA, czy linia, którą chcemy lecieć nie jest przypadkiem na czarnej liście przewoźników nie spełniających wymogów bezpieczeństwa.


Większość linii lotniczych trzyma wysoki i porównywalny poziom. Mój prywatny ranking tych, którymi w czasie tej podróży leciałem wygląda następująco: Emirates, Air France, Quantas, American Airlines, Malaysian, Finnair, Delta. Amerykańska Delta jest na ostatnim miejscu ze względu na niejadalne i płatne posiłki składające się z jedzenia śmieciowego oraz nie wykazujący empatii, zmanierowany personel pokładowy.






KOBIETY

Są piękne. Zwłaszcza w Polsce! Jeśli nasz kraj jest z czegoś znany na drugiej półkuli, to z pewnością z wyjątkowej urody naszych kobiet. Gdziekolwiek nie trafiłem na lokalnego przedstawiciela płci brzydkiej, który miałby jakikolwiek kontakt z naszym krajem lub jego przedstawicielkami, zawsze słyszałem legendę o pięknych Polkach.

Legenda o pięknych Tahitankach, która była przyczyną buntu na Bounty i spowodowała, że słynny Paul Gauguin porzucił żonę i 6 dzieci by osiąść na Tahiti, potwierdza się, ale trochę inaczej niż sobie wyobrażałem. Polinezyjki szybko wychodzą za mąż, rodzą dzieci i tyją. W czym pomaga im upowszechnianie się śmieciowego jedzenia wraz z wzrostem popularności fast-foodów. Ich tajemnica polega jednak na czym innym - one są po prostu niezwykle kobiece niezależnie od wieku i tuszy. Sposób w jaki się poruszają, uśmiechają, rozmawiają, po prostu uwodzi. I te ich oczy!

Bardzo piękne dziewczyny można spotkać na Hawajach i w Singapurze - w obydwu przypadkach jest to zdaje się pozytywny skutek mieszania się rasy białej i żółtej. Ładne są też w większości mieszkanki Sydney, które zresztą mają obsesję na punkcie fitnessu. Jeśli chodzi o Nową Zelandię, to jedzie się tam jednak głównie dla niezwykłej urody... przyrody. O Malezji trudno coś z całą pewnością powiedzieć, bo materiał poglądowy pozostaje w większości zakryty.

MĘŻCZYŹNI

Jeśli któraś z Pań (...albo Panów) marzy o potężnych, mocno umięśnionych śniadych i wytatuowanych mężczyznach, to Maorysi na Nowej Zelandii i Polinezyjczycy są dobrym targetem. Chociaż - jak przestrzega Geraldine, która od 6 lat testuje miejscowych mężczyzn na badaniach terenowych na Mo'orea - w łóżku są bardzo tradycyjni i toporni, żeby nie powiedzieć: leniwi.

Wielbicieli drobnych mężczyzn zapraszam do Kuala Lumpur. Czułem się tam jak gigant. Angielska flegma dostępna jest w Nowej Zelandii. Z potomkami więźniów kolonii karnej, Australijczykami, życie z pewnością nie będzie nudne.






Kategoria dodatkowa: SELFIE

Ktoś, kto opatentował teleskopowy wysięgnik z miejscem na aparat fotograficzny lub telefon, zrobił niewątpliwie gigantyczny majątek. Tysiące osób, zwłaszcza z Azji, biegają z tymi wysięgnikami i robią sobie zdjęcia pojedynczo i w grupach we wszystkich możliwych pozach i lokalizacjach. To jeden z genialnie prostych coraz powszechniejszych produktów cywilizacji konsumpcyjnej.




.......................................

Nie wiem jak to jest możliwe, ale statystyki tego bloga pokazują, że miał on 9000 odsłon. Bardzo dziękuję wszystkim za zainteresowanie i miłe słowa.


Od jutra zaczynamy "HaPeZety" - nowy, lajtowy cykl oparty na zdjęciach, których nie miałem szansy opublikować.

3 komentarze:

  1. Podsumowanie, które warto stosować do wszytkich "większych" podróży. Super.
    Mam inne pytanie: skąd taki sposób podróżowania samolotami? Jakieś punkty z podróży służbowych czy pracowałeś w liniach lotniczych ;) ?
    Tom

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiony, zatopiony. Tak - do niedawna pracowałem w liniach lotniczych, co daje mi (jeszcze przez chwilę) znaczące zniżki na bilety lotnicze. W przeciwnym razie, taki wyjazd z tyloma przelotami byłby tak drogi, że absolutnie nieracjonalny. Lepiej byłoby wtedy polecieć po prostu w jedno-dwa wybrane miejsca. Zdaję sobie sprawę, że moja sytuacja w tym względzie nie jest typowa i być może nie do powtórzenia dla tych, którzy tak znaczących zniżek nie mają. Był oczywiście jeden minus takiego latania - trzykrotnie nie zabrałem się, bo był overbooking, a status moich biletów to stand-by. Ale narzekał nie będę ;-)

    OdpowiedzUsuń