środa, 1 kwietnia 2015

Płaszczka, czyli motyl

Właśnie dostałem maila z przypomnieniem, że we wtorek 7 kwietnia mam się stawić do nowej pracy o godzinie 8:30 wraz z mnóstwem wypełnionych dokumentów i formularzy oraz wynikami badania lekarskiego. To brutalnie uzmysłowiło mi, że kończy się pewna historia. Jeśli dziś jest środa to za dwa dni muszę wylądować w Warszawie. Co wtedy? Co ja zrobię z tym blogiem?

No ale popracować trzeba. Czasem...
- Ja bardzo lubię swoją pracę - powiedział muskularny Maorys wytatuowany od stóp do głów. W ośrodku Wakarewarewa (bardzo mi się podoba ta nazwa) koło Rotorua zajmował się tatuażami właśnie. Tak jakoś nam się dobrze rozmawiało, że namówił mnie na lokalny wzór. A może to wina jego pięknej asystentki?

Nie pisałem Wam wcześniej o tym - przywiozę pamiątkę. Płaszczka, albo jak kto woli, motyl. 
Mam nadzieję, że nowy pracodawca nie będzie miał nic przeciwko temu. I rodzina też...

1 komentarz:

  1. Super. Będę miała wytatuowanego męża. Zawsze o tym marzyłam:-)

    OdpowiedzUsuń