wtorek, 31 marca 2015

Aoteraoa - Kraina Długich Białych Obłoków

"Życie poczęło się w czasie długiej nocy zwanej Te Po z pierwszych rodziców: Rangi, ojca nieba i Papa, matki ziemi. Tane, ich najstarszy syn - bóg lasów - wyrwał się w ciemnościach spod władzy rodziców i podjął walkę, żeby ich rozdzielić. Wtedy Rangi zapłakał nad swoim losem. Jego łzy spłyneły na Papa, czyli jego towarzyszkę ziemię tworząc jeziora i oceany..."

Tyle Maoryska legenda. Prawda, że podobna do tej z wysp Polinezji, którą przytoczyłem będąc na Tahiti? Nic dziwnego - pierwsi ludzie dotarli do Nowej Zelandii właśnie stamtąd - konkretnie z Wysp Towarzystwa i z Markizów. Pojawili się tam dopiero około 1000 roku naszej ery. To najpóźniej (nie licząc Antarktydy) skolonizowany przez człowieka duży ląd na Ziemi.

Niespełna 800 lat później nieświadomy tego, tę samą drogę z okolic Tahiti pokonał niezmordowany James Cook i w 1769 roku przybił do Wyspy Północnej. W ciągu kilku miesięcy dokładnie zbadał wybrzeża obu wysp, a jego doskonałe mapy służyły żeglarzom przez następne 150 lat.

Znowu jednak - jak w przypadku Australii - pierwsi byli Holendrzy. A konkretnie Abel Janszon Tasman, który przypłynął tu w 1642 roku. Holendrzy, wrogo przywitani przez tubylców, skoncentrowali się na kolonizowaniu Indonezji, a europejskie statki nie wróciły tu aż przez 127 lat, kiedy pojawił się wspomniany Cook. Dzisiaj, imię holenderskiego odkrywcy nosi Tasmania, duża wyspa u wybrzeży Australii, którą odkrył po drodze, a także morze na wschód od niej. Tasman nazwał odkryte przez siebie wyspy Neuw Zeeland (od regionu w Holandii). Nazwę tę potem zangielszyczył Cook i jego następcy.

Ale wróćmy jeszcze do Maorysów. Ich legenda założycielska głosi, że przodkowie Māori przybyli tu w 40 pełnomorskich drewnianych kajakach waka z krainy zwanej Hawaiiki. Wśród pierwszych kolonizatorów był niejaki Kupe, który nazwał nowy ląd Aotearoa - Kraina Długich Białych Obłoków.

Gdzie jest mityczna Hawaiiki? Ten termin wskazywałby na Hawaje, ale ich nazwa też jest wtórna. Bardziej prawdopodobne, że to jedna z wysp Markizów bądź Wysp Towarzystwa. Maorysi wierzą, że po śmierci ich dusze wędrują do pięknej Hawaiiki. Stamtąd też przybywają, gdy rodzi się dziecko. W ten sposób życie zatacza koło.

Pierwsi ludzie na wyspach Nowej Zelandii zastali kompletnie inny, nieznany im świat. Wyspy izolowane przez 80 mln lat - kiedy oddzieliły się od prakontynentu Gondwany - wykształciły wiele gatunków endemicznych roślin i zwierząt. Gigantyczne drzewa pozwoliły budować większe łodzie, a ogromne nielotne ptaki moa zapewniły dostęp do świeżego mięsa. Było ich kilka gatunków od takich wielkości indyka po giganty (dinoris maximus) kilkakrotnie większe od strusia czy emu. Niestety, Maorysi dość szybko wybili te ufne zwierzęta, niemające  wcześniej naturalnych wrogów. Przetrwały choć nielicznie inne nieloty, nieco mniejsze od kury ptaki kiwi, które są obecnie symbolem Nowej Zelandii (a nie również uprawiane tu owoce kiwi).

Kiedy pojawił się James Cook, obie wyspy były zasiedlone przez różne plemiona posługujące się tym samym językiem (z regionalnymi dialektami). Ich liczbę szacuje się na około 100-120 tys.
Niestety Europejczycy przywieźli też choroby i alkohol. A także muszkiety - w 1818 roku plemiona maoryskie zaczęły używać broni palnej do załatwiania porachunków między sobą. W wyniku wojen plemiennych w 12 lat zginęło około 20 tysięcy ludzi. W rezultacie wojen i chorób, na które miejscowi nie byli uodpornieni, ich liczba spadła do 42 tys.

Potem Maorysi byli wysyłani na wojny do Europy. To oni stanowili główną siłę garnizonu Nowej Zelandii, który razem z Australijczykami walczył pod Gallipoli z Turkami w czasie I wojny światowej. Dziś się o nich pamięta. Białe krzyże na zdjęciu to symboliczny cmentarz sprzed 100 lat w miejscowości Ngaruawahia koło Hamilton.

Dzisiaj w Nowej Zelandii jest około 600 tys. osób, które identyfikują się jako Māori. Stanowi to mniej więcej 15% całej 4,5 mln populacji kraju żyjącej na obszarze nieco mniejszym od Polski (gdybyśmy z niej wyjęli województwo Mazowieckie, to by było to). Na kulturze maoryskiej się dzisiaj zarabia. Trzeba przyznać, że jest ona pielęgnowana, wspierana i odpowiednio eksponowana. Jest głównym magnesem dla turystów, a dochody z turystyki stanowią 10 procent PKB. 

Niestety, rzadko korzystają z tego sami Maorysi. W większości ubodzy i gorzej wykształceni, a ich średnia długość życia odstaje znacznie od populacji pochodzenia europejskiego (zwanej przez nich Pākehā). W poszukiwaniu lepszego życia 120 tys. Māori przeniosło się do Australii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz