czwartek, 12 marca 2015

ia ora na

Jedliście kiedyś papaję? Ochydna,  prawda? Nieprawda. Pod warunkiem, że dojrzały owoc został zerwany raptem kilka godzin temu i nie musiał przemieszczać się w samolotowej chłodni w kierunku Europy. Lekko słodki i mocno orzeźwiający. Znakomity w tym klimacie.

W ogóle to rzuciłem się na owoce. Znakomite świeżutkie mango i grube, a krótkie banany, niewyględne, ale przesmaczne. O dziwo trochę kwaskowate o zbitej, lekko różowej konsystencji. Można je kupić tak jak tysiące innych rzeczy na targu  Le Marche w Pape'ete.

Na Tahiti ląduje się na rafie koralowej. Na całej wyspie nie ma kawałka płaskiego miejsca więc prościej było odpowiednio wzmocnić fragment rafy, która ją otacza. Przy wejściu do terminala przylotów turystów wita trio złożone z dwóch instrumentalistów i tancerki, która wywija biodrami. Ale jak wywija!

Na mnie czekali gospodarze apartamentu, który wynająłem na pierwsze dwie noce - Amelia i Damien. Na powitanie włożyli mi na szyję naszyjniki z białych pachnacych kwiatuszków, które występują tylko tu - tiara. Po czym Amelia wycałowała mnie trzykrotnie w policzek - to chyba jedyne miejsce poza Polską, gdzie w tych sprawach liczy się do trzech! Kiedy później to samo zrobiła jej przyjaciółka, która właśnie przyjechała w odwiedziny z Markizów (archipelag wysepek raptem 3 godziny lotu na północny wschód) a następnie powtórzyła minutę później, kiedy się żegnaliśmy,  zorientowałem się, że nie tyle chodzi o pocałunek, co o delikatne acz zmysłowe, pocieranie policzkami, które z pewnością ma wyrażać szacunek.

Damien jest rodowitym Fancuzem. Służba wojskowa rzuciła go na jedną z wysepek Pacyfiku. Tam była Amelia - żeby było ciekawiej - wróciła właśnie na wakacje z Francji, gdzie studiowała. Zaiskrzyło na tyle, że Damien "bez żalu" porzucił Francję i teraz od 10 lat żyją sobie pięknie i wygodnie choć skromnie. Apartament, który od nich wynajmuję kupili na kredyt, na szczęście nie we frankach szwajcarskich, a... pacyficznych. Z grubsza 100 CFP to 1 dolar. A 10 dolarów wygląda tak jak na załączonym obrazku.

Jako, że wylądowałem rano, a apartament ciągle miał swojego lokatora Damien z Amelią zawieźli mnie do Pape'ete, stolicy Tahiti i całej Polinezji Francuskiej. W języku Maohi pape'ete znaczy kosz (albo wiadro) wody. Zdaje się, że były tutaj źródła, z których miejscowa ludność czerpała wodę.

Dzisiaj w tym miejscu jest miasto wielkości podwarszawskich Ząbek, ale nieco od nich ładniejsze ;-). Mimo niewielkich rozmiarów posiada wszelkie znamiona tropikalnej metropolii: własne gazety, stacje telewizyjną, pałac gubernatora i miejscowy parlament, katedrę, wielki zadaszony targ, duży port i mnóstwo restauracji i barów.

Aby to wszystko obejrzeć wystarczyło mi kilka godzin. Od początku miałem uczucie, że coś jest ze mną nie tak. Nie tylko dlatego, że wyglądam jak turysta... Olśnienie przyszło w katedrze: ja po prostu za szybko chodzę. Miejscowi są oszczędni w ruchach. Ulica wygląda jak film w zwolnionym tempie, z którego wyłamują się tylko samochody. Ludzie mają czas. Nigdzie się nie spieszą, za to uśmiechają się szeroko. Ia ora na - witają się z autentyczną sympatią.

I te kobiety! Oddajmy głos ekspertowi. - One są piękne tylko kiedy są bardzo młode. Potem rosną im - no powiedzmy że biodra - stwierdził Damien odworząc mnie na kwaterę. Rzut oka na Amelię niestety zdaje się potwierdzać początek tego procesu. Zdaniem Damiena winna jest inwazja cywilizacji w postaci fast-foodów - rzeczywiście wielki McDonald's położony w centralnym punkcie jest po prostu oblegany. Dzisiaj szczególnie bo tutaj dzieciaki mają w środy tradycyjnie  tylko trzy lekcje.

Tahiti jest więc pełne pięknych młodych dziewcząt i otyłych kobiet. Ale nawet one mają w sobie to coś, kobiecość i seksapil, poruszają się inaczej niż Europejki. Czy to tajemnica ich sukcesu? Na wyspach Polinezji to one tradycyjnie rządzą. W tych matriarchalnych społeczeństwach w każdej społeczności są tzw. mamasktóre kiedyś sprawowały władzę a teraz są poważanymi strażniczkami miejscowej tradycji.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz