piątek, 27 marca 2015

Taki kurczę oryginalny jestem...

Deszcz za oknem podczas lądowania nie zdziwił mnie wcale. Taka to już świecka tradycja - wilgoć mnie lubi. Nie zdziwiła mnie też elegancja terminala i maoryskie motywy witające przybyszów. Nie zdziwiło mnie, że zanim dotarłem do taśmy z bagażami mój plecak w nieocenionym worku, mokrym ale nie przemoczonym, już tam na mnie czekał. Nie zdziwił mnie nawet kompletny brak kolejki do "immigration". Zdziwienie przyszło chwilę później.

Oglądając mój paszport i deklarację, że nie przywożę ani broni, ani żadnych nasion, ani nawet afrykańskiej eboli, pani strażnik spojrzała mi głęboko w oczy. Musiała w nich zobaczyć coś strasznego bo powiedziała: - Linia czwarta. Zaraz, zaraz, ale wszyscy inni poszli prosto...

Na końcu linii 4 czekała strażniczka o słowiańskiej urodzie w wieku około 25 lat. Spokojnie możnaby ją spotkać na warszawskiej ulicy. Pobrała mój paszport i zaczęła odptywać: po co tu przyjeżdżam, co będę robił, gdzie będę spał, czy mam tu jakichś znajomych, dlaczego przyjeżdżam tylko na kilka dni, czym się zajmuję, ile mam pieniędzy, czy mam karty kredytowe, z jakim limitem, czy byłem karany, co mam w plecaku, itd, itp. Odpowiedzi na wszystkie te pytania pani pracowicie wpisywała do komputera wiec trwało to w nieskończoność.

Przy pytaniach o moją rodzinę w Polsce i o to jakie relacje łączą mnie z żoną, trochę wymiękłem, żeby nie powiedzieć: szlag mnie trafił. Od tej pory odpowiadałem na podobne pytania, że to jest absolutnie moja prywatna sprawa. Ostatni raz tak odpytywany na granicy byłem w 1988 roku przechodząc z NRD do Berlina Zachodniego  (tak - była taka granica,  tak - potrafiłem wtedy już chodzić).

Pani się skonfundowała i zaczęła tłumaczyć, że takie są przepisy i że ona MUSI mnie o to wszystko zapytać, bo sporządza na mój temat raport.

W tej sytuacji ja zacząłem zadawać pytania. Dlaczego akurat ja zostałem wybrany do tej miłej ankiety, co by było, gdybym nie miał zarezerowanego noclegu na dzisiaj, samochodu i biletu powrotnego, dlaczego jestem traktowany jak przestępca.
Odpowiedzi: bo wymykam się statystykom, nie wpuszczono by mnie, takie są przepisy.

Okazało się, że wytypował mnie system komputerowy i czekano na mnie zanim jeszcze wylądowałem. Po pierwsze, podróżuję sam, po drugie bilet powrotny kupiłem tuż przed wylotem z Sydney, po trzecie przylatuję zaledwie na kilka dni (w sam raz na dostarczenie i odebranie przesyłki) i wreszcie po czwarte - ostatnio w krótkim czasie odwiedziłem wiele krajów.
- All this stands out - wyjaśniła nieco zalękniona pani z okienka. - Ale wszystko jest OK, szybko dodała oddając mi paszport.

Na koniec zadałem pytanie zasadnicze - czy to wszystko nie ma przypadkiem związku z tym, że jestem Polakiem.
- O nie, absolutnie. Zresztą ja też jestem polskiego pochodzenia. Moi pradziadkowie się tu osiedlili.
- Jak masz na imię?
- Tego nie mogę powiedzieć. Przepisy nie pozwalają.
Moje rozmowy z panią "Tego nie mogę powiedzieć" trwały równe 45 minut.

Jeszcze tylko szczegółowe prześwietlenie mojego bagażu i mnie samego w specjalnej komorze i... witaj gościnna ziemio nowozelandzka.

Humor poprawiła mi Ella z Thrifty, piękna, czystej krwi Maoryska z tym takim płynnym ruchem widzianym na Tahiti i nieco zbyt szerokimi biodrami. Jeśli można mówić o gościnności, to ona przywróciła mi wiarę w Nową Zelandię. Uśmiech mimo późnej pory, pytania o komfort lotu, sugestie co można tu zobaczyć, rady dotyczące prowadzenia pojazdu (- Nie wyobrażam sobie jak wy możecie jeździć po prawej stronie drogi) i autentyczne zaciekawienie Polską.

Nową Krystynę dostałem w gratisie. To siostra bliźniaczka poprzedniej, ale działa idealnie.

3 komentarze:

  1. eeee.... ja pamiętam jak na lotnisku celnik spytał czy mam mięso, ja na to przerażona że tak, mam suche mieso kangura, a on na to z surowym spojrzeniem; dlaczego kangura a nie emu???? A potem się roześmiał. Ponadto czyszczono nam buty :-) Powaga :-) Lecieliśmy z Australii po spędzeniu paru dni w interiorze i niektórzy mieli brudne od spodu buty. No, to im je wyczyszczono:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu Cichoń. Śledzę Cię! I kibicuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, właśnie... cały czas mi się wydawało, że ktoś mnie obserwuje. A to Ty ;-).
      Do zobaczenia

      Usuń