czwartek, 26 marca 2015

Eendrachtsland wygrywa!

Udało się. Wziąłem ostatnie miejsce w locie QF147. Chyba pomogła moja narodowość. Poważnie. Okazało się, że pracownik Qantas, na którego trafiłem był kilka lat temu w Poznaniu. Ma tam przyjaciół. Do dzisiaj żałuje, że nie dał wtedy rady pojechać do Krakowa, o którym tyle słyszał. Obiecał wrócić.

Teraz mogę komfortowo, z wysokości 11 tys. m nad Morzem Tasmana spojrzeć wstecz zarówno w czasie jak i przestrzeni.

Czym jest Australia? Moim zdaniem jest dowodem na to, że resocjalizacja nawet najgorszych łotrów ma sens. Ponad 200 lat temu Bytyjczycy, nie wiedząc co zrobić z nową i mało przyjazną ziemią wpadli na genialny w swojej prostocie pomysł rozwiązując równocześnie dwa problemy. Pozbywali się przestępców z Anglii i jednocześnie zdobywali tanią siłę roboczą dla nowej kolonii. Sydney powstało jako miasto wokół portu, do którego przywożono przestępców przez kilkadziesiąt lat począwszy od 26 stycznia 1778 roku. Ostatni transport skazańców przypłynął tu dokładnie 60 lat później. Procederu tego zaprzestano dopiero wtedy, gdy zaprotestowali wcześniej przysłani skazańcy i ich potomkowie. Nie życzyli sobie już świeżych dostaw zła.

Dawna kolonia karna jest dziś wspaniale funkcjonującym, liberalnym krajem, 5-tym najbogatszym krajem świata (pod względem PKB). A dzisiejsza przestępczość jest jedną z najniższych na świecie - jest 8 razy niższa niż w USA! Argument dla behawioralistów. Człowiek nie rodzi się zdeterminowany genami do konkretnych zachowań. Przynajmniej nie każdy. To środowisko zewnętrzne w największym stopniu kształtuje jego sposób postępowania.

Ale zanim do Australii dotarli skazańcy, jakieś 70 tysięcy lat wcześniej przywędrowali tu pierwsi ludzie. Przeszli od północy po naturalnych mostach z terenów dzisiejszej Indonezji i Papui Nowej Gwinei. Kilka tysięcy lat później, kiedy podniósł się poziom mórz, ludzie Ci zostali "odcięci" od innych. I w tej izolacji rozwijali się samodzielnie. Robili to powoli... Bardzo powoli.

Sami odwrócili się od morza. Zamieszkali w interiorze. Nie mieli tej ciekawości świata - co jest za horyzontem; czy za tą wielką wodą jest inny ląd; czy są tam podobne do nas istoty; czy można tam zamieszkać? Aborygeni, jak nazwali ich Brytyjczycy (aboriginal - original inhabitant), rozwinęli za to bogaty system wierzeń animistycznych i niezwykłą kulturę przekazywaną ustnie z pokolenia na pokolenie. Wiele z niej zresztą nie przetrwało kontaktu z europejską cywilizacją.

Teraz niektórzy artyści i centra kulturalne próbują ją wskrzeszać. Zanim w ogóle pomyślałem o tej podróży, odkryłem niejakiego Gurrumula, niewidomego aborygeńskiego artystę, który odgrzebuje stare oryginalne pieśni. Kiedyś do Australii specjalnie przyjechał Sting, żeby zagrać z nim koncert. Dwa lata temu kupiłem jego płytę w Amazonie i słucham jej czasem. Jest niezwykła. Rodzina tego nie wytrzymuje, ale dla mnie te pieśni są piękne. Kiedy się zamknie oczy, łatwo można sobie wyobrazić czarnych, skąpo odzianych ludzi śpiewających je wokół ogniska gdzieś w okolicy ich świętej góry Uluru. Próbkę Gurrumula możecie usłyszeć tu: https://youtu.be/gyAa1-jOZpI.
A tu w duecie: https://m.youtube.com/watch?v=vBVXEoqJclc&feature=youtu.be

Śpiewanie pieśni wokół ogniska nie popychało jednak ich cywilizacji zbyt szybko do przodu. Ale najwyraźniej nie odczuwali presji na jej popychanie. Po 70 tysiącach lat Europejczycy zastali tu nieporównanie bardziej prymitywne plemiona niż na zasiedlonych raptem 2 tys. lat temu wyspach Polinezji. Brytyjczycy zresztą traktowali Aborygenów jak podludzi, co w połączeniu z chorobami jakie przywieźli, szybko przestrzebiło oryginalną ludność Australii z około 1 miliona do zaledwie kilkudziesięciu tysięcy. Teraz Aborygenów jest nieco ponad 600 tys. i stanowią 2,7% z 24 mln obywateli Australii.

Ale to nie Brytyjczycy odkryli ten kontynent dla starej Europy. Pierwszy - w marcu 1606 roku - dotarł tu holenderski statek Duyfken dowodzony przez niejakiego Willema Janza. Holendrzy wylądowali na północy Queensland, ale szybko się wynieśli przegnani przez tubylców. Dziesięć lat później inny Holender Dirck Hartog przypłynął do zachodnich wybrzeży Australii. Objął ten ląd w posiadanie i przybił do drzewa tabliczkę z nadaną mu nazwą: Eendrachtsland. Chyba jednak dobrze, że  ta nazwa się nie przyjęła ;-). Autentyczną tabliczkę z 1616 roku można zobaczyć w jednym z muzeów w Holandii. Holendrom lepiej poszło w Indonezji, gdzie założyli kolonię o nazwie Batavia na wyspie Jawa. Teraz nazywa się ona... Dżakarta.

Siedemnastowieczna Holandia podupadła, a jej wewnętrzne problemy i wojny wybiły z głowy holenderskim odkrywcom dalekie podróże. I wtedy do akcji wkroczył nasz dobry znajomy James Cook. W 1768 roku przypłynął na wschodnie wybrzeże, które nazwał Nową Południową Walią. Był zresztą przekonany, że trafił na wyspę, która jest mniejsza od oryginalnej Walii.

Cook wrócił do Anglii ze wskazaniami, że najlepszym miejscem by zacząć kolonizację będzie Botany Bay, głęboko wcinająca się w ląd zatoka, nad którą położone jest obecne Sydney, a 78 m nad lustrem jej wody dziennie przejeżdża 100 tys. pojazdów po moście Harbour Bridge.

Dwadzieścia lat zajęły przygotowania do kolonizacji i w 1788 roku drogą wyznaczoną przez Cooka ruszyła flotylla statków z pierwszymi skazańcami oraz strażnikami więziennymi i specjalistami od budowy domów i mostów oraz ich rodzinami.

I w tym momencie naszej historii sąsiadka po mojej prawej stronie gwałtownym ruchem wylała mi szklankę wina na spodnie. Zrobiła to w reakcji na ogłoszenie pilota.
- Szanowni Państwo, tu mówi pilot. Mam dla Państwa niestety złe informacje. Bardzo złe.
- Jesus Christ! - krzyknęła moja amerykańska sąsiadka, a mąż chwycił ją kurczowo za rękę. Drugą ręką chwyciła za poręcz siedzenia po drodze uderzając w mój stoliczek i wylewając wino. Szlag by to - naprawdę dobre było. Znakomite australijskie Chardonnay nieznanej mi niestety marki.

A pilot kontynuował:
- Mam bardzo złe wieści dla pasażerów z Indii. W półfinale mistrzostw świata w krykiecie w Sydney Indie straciły szansę na zwycięstwo z Australią po 45 overze "after 45th over".
Cokolwiek to znaczy...

Dowcipas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz