niedziela, 22 marca 2015

Waikiki - obrazki plażowe

Elegancka skośnooka ludność, którą brałem za japońskich turystów, okazała się - przynajmniej częściowo - dobrze prosperującą ludnością miejscową. To potomkowie robotników sprowadzonych tutaj przez wspomnianego już prezydenta ustanowionej na cztery lata fasadowej "Republiki Hawaii" - Dole'a i jemu podobnych amerykańskich właścicieli plantacji ananasów, trzciny cukrowej i kawy. Większość przyjechała pod koniec XIX wieku. Teraz szóste czy ósme już pokolenia czują się tutaj absolutnie u siebie. Zresztą w tym tyglu ras i kultur wszyscy czują się dobrze. Nawet ja.

Zrobiłem sobie bardzo relaksacyjny dzień i większość popołudnia spędziłem na plaży Waikiki. Próbowałem nurkować z maską, ale ze względu na wysokie fale woda niesie za dużo piasku i nic nie widać. Nic to. Samo siedzenie na piasku jest wystarczająco ciekawym zajęciem.

Można na przykład przyjrzeć się koreańskiej rodzinie, model 2+3, która po wypluskaniu się zaczęła nabożnie spożywać swoje sushi, zręcznie wyciągając je pałeczkami z plastikowych pojemników.

Tuż obok wariują trzy nieco hałaśliwe nastolatki (tu jesteśmy!), sądząc po zachowaniu - najlepsze przyjaciółki. Dwie szczuplutkie pochodzenia azjatyckiego. Białe jak śnieg. Trzecia, jakby właśnie przyleciała z Afryki, kontrastująca i karnacją i tuszą. Sprytnym manewrem udaje się jej wepchnąć koleżanki do wody. Jedna z nich, ta ładniejsza, jest wyraźnie wściekła - zmoczyła starannie ułożone włosy. Długo poprawia niezwykle skąpe bikini.

Robi to tuż obok starszego małżeństwa bladych, ale eleganckich emerytów, którzy wyglądają jakby przylecieli wygrzać kości z zasypanego śniegiem Wisconsin. On udaje, że nie patrzy...

Jacy piękni. Ta para z maleńką, może 8 - miesięczną córeczką wygląda jakby została wyjęta z Beverly Hills. Piękni i bogaci. Wyluzowani... Podchodzą do mnie. Pewnie, że mogę zrobić zdjęcie. Z tą góra i katamaranem w tle. Śliczną dziewczynkę dla efektu próbują stawiać na nóżkach, które niestety odmawiają jeszcze współpracy. Poza tym czapeczka się przekrzywiła na oczy.

Jakby dla kontrastu - w tle ramki zdjecia na piasku usiadła baaaardzo otyła para bardzo białych osób. Ja stawiam na Oklahomę. Grube nogi w tatuażach obmywane przez fale. Rozmawiają, śmieją się, są szczęśliwi. Popijają piwo z puszek. Wakacje życia.

Obok przemknęli dwaj surferzy w piankach przemoczeni kompletnie i rozprawiący o tym, co im się udało zrobić na dzisiejszych falach. Do kostek specjalnymi rzepami przymocowana jest linka trzymająca deskę zawsze w pobliżu, co jest bardzo praktycznym rozwiązaniem. Bo dla surfera kontrolowane upadki są tak naturalne jak dla snowbordzisty.

Nieco w lewo para typu włoskiego, nieco już latach. Ona jak Cicciolina ze sztucznym biustem rozmiaru XXXL, on mocno opalony z siwymi włosami na klacie wystającymi z rozpiętej koszuli ala Flavio Briatore i wyposażony w dwa złote sygnety. Ostrożnie, równoważąc ciężar gigantycznego biustu, wstała z piasku ukazując masywne, opalone uda, które zresztą szybko ukryła w eleganckiej, przezroczystej przepasce biodrowej ozdobionej drobnymi cekinami. Nienaturalnie wielkie usta wypowiedziały kilka słów, których z tej odległości nie byłem w stanie zidentyfikować jako angielskie. Może rzeczywiście Włosi?  Pomaszerowali do eleganckiego hotelu tuż przy plaży, w którego ogrodzie lokalne trio wykonuje hawajskie tradycyjne pieśni przetykane amerykańskimi standardami jazzowymi. Kiedyś ta para z pewnością wyglądała jak milion dolarów. Teraz jedynie są milionem dolarów.

Artystyczne trio jest bacznie obserwowane przez dwie Azjatki - najwyraźniej matkę i córkę. Leżą na kocu na brzuchach tyłem do morza i opierają się na łokciach. Odzieżowe - mama w długich, córka w krótkich spodniach. Bluzki z długim rękawem chronią przed słońcem ich bladą skórę.

Tuż obok, nieświadomi tego, że przeszkadzają, dwaj nastolatkowie (rodowity Hawajczyk i Azjata) żonglują na zmianę piłką plażową. A na samym brzegu dwaj 10-latkowie z mocną tendencją do otyłości grają jajowatą piłką do futbolu amerykańskiego. Jeden kopie ją z plaży, drugi próbuje złapać zanurzony po pas 15 m od brzegu. Nie da rady. Kopacz za każdym razem trafia kilkanaście metrów od niego. Albo w lewo albo w prawo. Nie wyczujesz.

Piękny trzydziestoletni prezentuje idealne mięśnie w biegu wzdłuż plaży. Kaloryfer. W prawej dłoni iPhone wpięty słuchawkami w uszy.

Wzdłuż linii brzegowej idzie robocop. Wielkie słuchawki na uszach, długi wysięgnik z siatką na końcu. Specjalistyczny sprzęt. Na plecach przypięta wojskowa łopatka. Ten człowiek wie, że turyści gubią na plaży mnóstwo biżuterii, zegarków, monet, a nawet całych portfeli wypełnionych kartami kredytowymi.

Przy niskim murku oddzielającym plażę od ekskluzywnego hotelu, siedzi wysuszony i mocno opalony żebrak. 50 lat, ale przy tym zajęciu równie dobrze może to być 35. Obok kapelusz hawajski wypełniony paroma dolarami. Nikt go nie przegania, bo jest nieinwazyjny. Po prostu siedzi. I nie śmierdzi. Zna się na swym fachu. Siedzenie przy tym murku opanował do perfekcji. W końcu pracuje tutaj codziennie po kilkanaście godzin od kilkunastu lat. To zobowiązuje.

Plaża Waikiki jest miejscem ekskluzywnym, ale przy tym bardzo demokratycznym. Każdy, kto tylko chce i stosuje się do podstawowych zasad może dostać swój spłachetek żółtego piasku. Dodatkowo w gratisie jest falująca woda. 

3 komentarze:

  1. Bardzo realistyczny opis...jakbym tam była:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że na Ty. A mogę zapytać gdzie się zatrzymałeś?
    Tom

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie. Ohana Waikiki Beach. Świetna lokalizacja i jedna z niewielu opcji nie przesadzonych cenowo. A to dlatego, że hotel idzie właśnie do generalnego remontu. Chociaż moim zdaniem ciągle daje radę

      Usuń